Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

rzeczy swoich wracała zagłuszona... Stary z przestrachem postrzegł, że w rozmowie często jéj wyrazów polskich brakło i mówiła już z trudnością. Chciał jéj dać książki, nie śmiała wziąć; bo mąż nie lubił, aby sobie język swój przypominała...
W następnych latach, znikły i te symptomata resztek przywiązania do dawnego bytu; Marynka stała się elegancką, zmieniła fizyognomią, była weselszą, ale zobojętniała nawet dla ojca.
Starego to bolało mocno... Za każdém widzeniem się, usiłował znowu miłość w niéj rozbudzić — i udawało mu się to, bo Marynka serce miała dobre, ale zbyt wiele ciążyło na niéj, aby wszystkiemu podołać mogła. Upadała pod brzemieniem... Wiadomo było staremu, że zięć jego coraz wyższe i ważniejsze zajmował urzędy... że coraz go większy dostatek otaczał, dom był na stopie najwytworniejszéj, a córka zmuszoną została wejść w towarzystwo najświetniejsze stolicy. Szczęściem, wychowanica księżnéj za młodu oswojoną była z pańskim żywotem i obyczajem.
O tych swych na świecie powodzeniach, występach, prezentacyi u dworu, obiadach, na których ambasadorów przyjmować musiała, nie mówiła ojcu prawie i nie chwaliła się niemi wiele...
Jednego roku przybyła odwiedzić Lubachówkę niespodziewanie, smutna i blada... Prawiła, że potrzebowała odpoczynku... ale płakała po kątach... Domyślać się było można, że jakaś tragedya do-