letów saskich, hanowerskich, brunświeckich, których mu się pozbyć było trudno. Szczęściem, kontroli podjął się dziekan i zburczał okrutnie spekulanta, który, w rękę go pocałowawszy, wszystkie podarte szpargały nazad zabrać musiał, a pruskiemi biletami je zastąpić.
Nic już teraz nie stawało na zawadzie Lubachowskiemu: mógł, kiedy chciał wyruszyć. On sam był gotów przyśpieszyć wyjazd, wydawał rozkazy, lecz, w ostatniéj godzinie, coś się znalazło, co, niby mimowolnie, wyruszenie przewlokło.
Téj nocy, gdy, po wyjeździe Orochowskiego, wszyscy się znaleźli na folwarku, a Żabska domownikom opowiadała o losie, jaki spotkał biednego Grzesia, cóż się to tam działo!!
Dydaka opanowało takie jakieś dzikie zemsty pragnienie, taki szał, że Chodzibój zląkł się o niego. Palec na palec założywszy, przysięgać począł, że, choćby miał życie ważyć, musi pomścić krwi biednego chłopca.
Ekonomowa, choć sama rozpaczała, znając swą władze nad nim, poczęła go uśmierzać.
— Dał-byś pokój tym odgróżkom — rzekła — co-by to na nie powiedział nasz stary, gdyby je posłyszał, on, co nam ciągle przebaczenie win wpajał. Chrześcianie przecież jesteśmy i to nas różni od pogan i innych wyznań ludzi, iż nam zemsta jest
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/397
Ta strona została skorygowana.