mowa pasmo dotąd dosyć pogodnego życia potargała... — ale Marynka nie przyznała się do niczego...
Ojciec sercem odgadł jéj boleść — zwierzyć mu się nie chciała.
Treubergerowie mieli dwu synów już dorastających, o których dziad się upominał napróżno, aby mógł ich poznać. Raz i na krótko przywiozła matka jednego, a drugiego, pod rozmaitemi pozorami — nauki, podróży, niezdrowia, — nie puścił ojciec wcale do Lubachówki... Chłopak starszy, bardzo przystojny, ani jednego słowa nie umiał po polsku, co gorsza, wszczepiono mu w szkołach pogardę dla narodowości matki, tak, że pan Julian, rumieniąc się, zapierał wszelkiego stosunku z Polską. W Marynce rozbudziła się miłość dla ojca, dla domu, dla krwi swéj, dopiéro, gdy ją dotknęło tajemnicze nieszczęście jakieś, o którém nie mówiąc nigdy, widomie na nie cierpiała.
Lubachowski od owych czasów, gdy się z takiém męztwem i energią rzucił gospodarzyć na swoim kawałku ziemi, zestarzał bardzo; ale nieustanne zajęcie, ruch, życie wstrzemięźliwe i proste, spokój ducha — trzymały go krzepkim i rzeźwym.
Powoli zawiązały się między nim a sąsiadami i dalszemi od niego posiadaczami ziemi stosunki przyjazne... — chociaż pan Grzegorz, nie ubiegał się o nie, nie napraszał nikogo i do arystokratycznych domów nie szukał wstępu.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/40
Ta strona została skorygowana.