Lubachowski klęczał przed kanapą, z głową zwieszoną utopioną w dłoniach.
Dydak się rzucił ku niemu.
Stary leżał, postradawszy przytomność, omdlały, ale życie w nim było jeszcze. Pod zastygłą skórą biły pulsa; ciężki oddech pierś poruszał.
— Po doktora — krzyknął Dydak, a sam począł go trzeźwić, położywszy na kanapie.
W mgnieniu oka, krzykiem jego zwołane, nadbiegły: ekonomowa, Żabska, wszystka służba i z lamentem a płaczem otoczyły łoże.
Stary odetchnął silnie, i zwolna oczy otworzył. Podano wody, rozcierać zaczęto, ogrzewać, i z wielką pociechą, ekonomowa i Dydak ujrzeli go zwolna przychodzącego do siebie. Żelaznéj siły starzec dźwigał się już, chciał wstawać, ale mu nie pozwolono.
Posłaniec, wyprawiony po lekarza, spotkawszy go na drodze przywiózł daleko prędzéj, niż się spodziewano.
Młody lekarz, Polak, który szanował i kochał starca, natychmiast zajął się rozpoznaniem jego stanu i zapobieżeniem, aby niebezpieczeństwo nie zagroziło znowu.
Lubachowski mówić mógł z trudnością, zresztą zachował przytomność całą, uspokajać się zdawał stopniowo, płakał i modlił się.
Pomimo bezsilności, jaka mu po synkopie pozo-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/401
Ta strona została skorygowana.