Przez dzień cały nie mówił o niczém, nie pytał o nic, prócz tego nabożeństwa, na którém się chciał znajdować.
Ekonomowa tymczasem pośpieszała do Treubergerowéj i wprost z kolei kazała się zawieźć do niéj. Z początku nie chciano jéj wpuścić, mówiąc, że była bardzo chorą i doktorowie wstępu do niéj wzbronili wszystkim; w końcu jednak, po rozmowie z jednym z lekarzy, drzwi się otwarły przed nią.
Wychudła, zżółkła, z oczyma pałającemi gorączką wewnętrzną, leżała w łóżku nieszczęśliwa matka, któréj oddech przyśpieszony i ciężki z dala słychać było, wśród otaczającego ją milczenia. Spostrzegłszy Krzysię, wyciągnęła ręce białe.
— Ojciec! — zawołała.
— On mnie tu przysyła — odezwała się ekonomowa. — Sam nie miał siły przybyć, ale mogę panią zapewnić, że straszny cios przyjął, jak chrześcijanin, ofiarując go Bogu. Przez chwilę tylko obawialiśmy się o niego, teraz już jest na nogach.
Marya złożyła ręce jak do modlitwy.
— Teraz już nie mam na świecie nikogo, tylko jego jednego; drugi mój syn należy do ojca, nie mój jest...
Potrząsnęła głową.
— Nie mój jest; jam mu niepotrzebna... Mężowi téż jestem zawadą. Gdybym się mogła zwlec, pojechała-bym z tobą do ojca pielęgnować go, ale się podnieść nie mogę.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/404
Ta strona została skorygowana.