— O ile wiem — przerwała ekonomowa — nasz pan sobie nie życzył odrywać pani od domu... chciał ją widziéć, ale od podróży-by odwodził.
— Przez litość mnie ztąd wziąć powinien — odezwała się Marya — tu mi wszystko przypomina mój błąd, który Bóg ukarał tak strasznie... A! mój kochany, poczciwy Grześ!... Gdybyś ty go widziała z zamkniętemi oczyma i bladą twarzą w trumnie! jaki był piękny, jak się uśmiechać zdawał!... Lekko mu było snadź, że tę ziemie niedoli opuszczał.
Zapukano do drzwi; Treuberger, który się dowiedział o przybyciu kogoś, posłanego przez ojca, wszedł do pokoju na palcach. Człowiek ten, który dotąd niewzruszonym się zdawał, tak w karbach go trzymało nawyknienie, — wyglądał jak skazaniec, wzrok miał obłąkany, krok niepewny.
Widząc, że się zbliżał do łóżka, żona odwróciła się zwolna, unikając jego wejrzenia i rozmowy. Zrozumiawszy to, nie przystąpił bliżéj, poszeptał coś do Krzysi, zapytał siedzącéj przy łóżku siostry miłosierdzia o doktorów, postał krótko i wyszedł krokiem powolnym.
Dopiero usłyszawszy, iż pokój opuścił, Marya się obróciła do Krystyny.
— Nie masz tu czego siedziéć przy mnie — rzekła — wracaj do ojca, pielęgnujcie go i pocieszajcie. Niech jedzie ztąd... daleko; tu powietrze
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/405
Ta strona została skorygowana.