Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/407

Ta strona została skorygowana.

Przybycie księdza wygnało wszystkich z pokoju.
Po obrzędzie religijnym chora ze zmęczenia usnęła, a Krzysia zajęła znowu miejsce u jéj łoża.
Nad rankiem, biały całun okrywał już łoże całe, u którego stóp Treuberger modlił się z synem razem.
Krzysia nie miała już tu co robić; jak upojona wyszła z pokoju, myśląc tylko o tém jak do Lubachówki powróci i co powie staremu ojcu.
— Przez litość nie mogę mu prawdy całéj przynieść — myślała, siadając do wagonu. — Zawiozę ukłon i pozdrowienie, i to życzenie umierającéj, aby wyjeżdżał co prędzéj.
W drodze marzyła, płakała, usypiała ze znużenia; budziła się z przestrachem, a stanąwszy w miasteczku, musiała spocząć u Hubów, aby módz wdrapać się na wózek, który ją miał zawieźć do Lubachówki. Myśląc o swém przybyciu tam, odwagę całkowicie traciła... Nie wiedziała, czy kłamać potrafi...
W hotelu, pomimo grozy położenia, walki, która otaczała ludność rozdrażnioną i podżeganą do prześladowania, hałaśliwie się zabawiano. Kule bilardowe stukotały, słychać było klapanie nakryw na kuflach i głosy wymownych patryotycznych trybunów, zawodzące przeciwko znienawidzonym Polakom. Krzysia skryła się w pokoiku Rózi, a gdy stary Huba, nie śmiejąc pytać, stanął przy niéj, zawołała: