Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/413

Ta strona została skorygowana.

— Śpij, jeżeli dziś spać będziesz mógł... — dodał Lubachowski i powrócił do modlitwy.
Nad ranem lampa na stoliku dogorywała, Lubachowski siedział w krześle, z rękoma na piersiach złożonemi, powieki miał zamknięte, usta lekko otwarte i uśmiechające się błogo...
Na palcach, cicho, wszedł przybyły dziekan. Zbliżył się do siedzącego, z lekka położył dłoń na czole, dotknął rąk i pokląkł przy nim na ziemi.
— Wieczne odpocznienie racz mu dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci...
Starzec usnął snem nieprzespanym — na wieki.

KONIEC.


Schinznach. — Montreux. — Genewa
Turyn — San-Remo, 1886.