począł dowodzić potrzeby założenia pisma politycznego, czysto katolickiego, i starać się o środki dla zebrania na to wspólników.
Mówiono już o kilku możnych panach, którzy mu pomoc przyrzekli. Stary Grzegorz słyszał coś o tém, ale go to obchodziło mało.
Gdy Dydaś oznajmił, że p. Felix się na wieczór obiecywał, uśmiechnął się i, klucz zdejmując z kołka, na którym wisiał zawsze przy jego łóżku, rzekł do niego:
— Proszęż cię, przynieś butelkę starego węgrzyna i jednę francuzkiego, bo p. Felix pociągnąć lubi...
W istocie publicysta, wielce czynny i ruchawy, jadł i pił znakomicie...
Nie ściemniło się jeszcze, gdy wózek zatoczył się przed ganek, i mały, pulchny, rumiany, z wesołemi, bystremi oczkami, z dobrze wypielęgnowanym brzuszkiem, mężczyzna, wtoczył się hałaśliwie, gospodarza witając...
— Pana mojego dobrodzieja!... naszego kochanego konfederata! — tak go czasem żartobliwie zwano — zdróweczko, jak widzę, doskonałe, wyglądasz pan jak jabłuszko... Z nas żaden, jeśli jego wieku dożyje, takich rumieńców miéć nie będzie... Cóż gospodarka?
— Jako tako.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/44
Ta strona została skorygowana.