Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/45

Ta strona została skorygowana.

— To jeszcze świetnie! — odparł Felix — u nas wszyscy porujnowani, pan jeden się trzymasz...
Lubachowski się uśmiechał... Rozmowa, zagajona natychmiast, już się nie przerwała na chwilę. Felix tylko o sprawach ogółu mówił i był niemi przejęty... P. Grzegorz rad był się dowiedziéć, jak stały interesa krajowe.
— Widzisz pan i czytasz zapewne — mówił Felix — że się czyni, co tylko można. Stoimy mężnie na wyłomie, bronimy się; deputowani nasi świetne wygłaszają mowy, protestujemy przed Europą. Słabi i niemający po sobie nikogo, bo nawet katolicy niemieccy idą od naszych posłów niezależnie... walczymy... i przynajmniéj to zyskujemy, że mamy poszanowanie...
Stary milczał czas jakiś.
— Przypomina sobie pan Felix ostatnią naszę u Kurnatowskiego rozmowę?
Publicysta śmiać się zaczął.
— Cóż pan myśli, że ja byłem tak oszołomiony, żem pamięć utracił?
— Uchowaj Boże — rzekł Grzegorz — ale moje zdanie wagi niéma. Zapomniéć więc mogłeś... Mówiłem panu naonczas, że, najwyższy mając szacunek dla zacnych, wymownych posłów naszych, męztwu ich i wytrwaniu cześć oddając... ja... nie mogę jakoś pojąć, na co się to wszystko zdało, co wy tam czynicie w obronie narodowości...