— Jakto! — zakrzyknął p. Felix — pan nie widzi...
— Owszem, widzę — odparł Lubachowski — że my tradycyjnym sposobem zapisujemy veto! Manifestujemy się, protestujemy... drukujemy to po dziennikach, wysyłamy ludzi, aby te manifesta nasze do akt Europy zapisywali; ale... powiédz mi pan, na co się to zdało?... Mówiono w końcu o Polsce, urągając się temu zapisywaniu do akt manifestów, że płakać i manifestować się każdemu wolno...
— Więc cóż? — z oburzeniem niemal podchwycił Felix — cóż pan chcesz, abyśmy robili... gdy mamy ręce związane?...
— Nie wiem, co-by robić należało — wybąknął stary powoli — ale to wiem, że, co czynimy, żadnego nie przynosi owocu...
— Nie wiedziałem, że i pan jesteś pessymistą — odezwał się trochę zakłopotany Felix. — Cóż-by posłowie nasi robili w parlamentach, gdyby nie bronili sprawy własnéj?
— Ale ja od pana się chcę uczyć! — przerwał stary. — Przez lat wiele stoimy na tym wyłomie i nie widzę, żebyśmy co zyskali; owszem, prawa narodowości są coraz bardziéj ograniczone...
— No, ja panu powiem — zrywając się z krzesła żywo i podchodząc do starego, rzeki pan Felix — nie zrobiliśmy wiele, bo nie mamy, jak potrzeba, dziennikarstwa... Gwałtownie nam należy pomyśléć
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/46
Ta strona została skorygowana.