cze... Wielka to dla nas cześć, iż raczą widziéć w narodowości polskiéj niebezpiecznego jakiegoś wroga, niepodobna odgadnąć, co nas właśnie teraz tak potężnymi i strasznymi czyni; ale to pewna, że ci nowe prześladowania i tępienia gotują.
Tu nieco odetchnął pan Felix i wypił duszkiem kieliszek, który stał przed nim.
— A pana nic nie doszło z Berlina? — zapytał.
— Mnie? — odparł pan Grzegorz — ale ja nie mam żadnych stosunków...
— Pan? — podchwycił gość — ależ to całemu światu wiadomo, że córka pańska wyszła za jednego z najczynniejszych urzędników, który wysoką zajmuje posadę.
— Ja z zięciem prawie się nie widuję — rzekł zakłopotany stary.
— A to właśnie źle! Pan-byś mógł z pomocą córki wywrzéć wpływ na niego.
Stary poruszył ramionami.
— Ja? wpływ miał-bym wywierać na Treubergera? — rzekł cicho. — Pozwól mi się z tego nie tłómaczyć nawet.
Pan Felix spostrzegł, że dotknął struny brzmiącéj boleśnie i zamilkł.
— O jakiém-że nowém mówiliście prześladowaniu? — spytał Lubachowski. — Małoż tego, cośmy doświadczali i doświadczamy?... Nie rozumiem...
— Któż to zrozumié? — rozśmiał się pan Fe-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/50
Ta strona została skorygowana.