złego stanie, przypisują Polakom: oni mają spiskować, waśnić między sobą państwa, podkopywać rządy... ich widmo ukazują wszędzie... Słowo w słowo, jak to opowiadają, iż dawniéj było z żydami...
— Przecież coś się stać musiało, co dało pobudkę? — przerwał p. Grzegorz — słyszałeś o jakim nowym spisku? powtarzają jakie nazwisko?
— Nie — rozśmiał się Dydaś — ale dosyć na tém, że Polacy ich nie kochają, przez to samo są podejrzanymi, więc huź! ha! na nich wszelkiemi sposobami, i radzi-by jednym miotły zamachem przerzucić nas do Ameryki...
— Brednie! — powtórzył Grzegorz — jeżeli to tylko przywiozłeś z Poznania, nie było po co jeździć.
Przez cały wieczór wymęczywszy tém Dydasia i siebie, stary szlachcic splunął przeżegnał się, i rzekł:
— Dość! ani słowa o tém, do roboty! Głowy sobie zaprzątać nie warto.
Cały niemal dwór pana Lubachowskiego składał się z ludzi, których on za sobą pościągał z Królestwa, mając do nich słabość i przenosząc ich nad Wielkopolan.
Klucznicą była sześćdziesięcio-letnia panna Żab-