domu i serce swe oderwać od polskich marzeń, a starać się stać naszą córką i Niemką... My tu nie znamy i nie chcemy znać Polski... ani w was Polki... Wnuków moich, gdy ich Bóg da, inaczéj, jak po niemiecku, wychować nie pozwolę; żaden z nich słowa jednego w tym waszym dyalekcie wstrętliwym nie powinien umiéć. Rozumiész mnie...“
— Zamilkła, chwilę czekając odpowiedzi, na którą mi się zdobyć było niepodobna.
„Jesteś katoliczką — dodała — nie chciałaś dla Roberta zmienić wiary. Ja się do sumienia waszego mieszać nie chcę, ale wnuki moje będą tego, co ja, wyznania. Nie życzę téż sobie, aby dom nasz miał być przytułkiem jéj ziomków, których my znać nie chcemy... W domu, bardzo proszę, aby mi nic nie przypominało jéj pochodzenia...“
— Mówiła, a ja począwszy od łez, które na niéj najmniejszego nie zrobiły wrażenia, przeszłam do oburzenia, chciałam porwać się i zaprotestować... Stara musiała to poznać z méj twarzy, przeczuć i, nie dając mi się odezwać, przeciągnęła swe dowodzenia i nalegania, a zakończyła, powtarzając:
„Chciałam ci to powiedziéć; nie jest w moim obyczaju sprzeczać się, dowodzić, przekonywać — objawiam wolą moję... i spodziewam się zastosowania do niéj. Proszę rozważyć konsekwencye
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/67
Ta strona została skorygowana.