sły ludzi trwożliwego ducha. Jest pewna granica, któréj nie przechodzi nikt. Zkąd-że powód do takiéj pomsty?..! Nie zrobiliśmy nic złego...
— A!... ojcze kochany... największa to, że żyjemy, że przy każdéj zręczności pochodzenie nasze poświadczamy, żeśmy dotąd nie dali się wynarodowić i zniszczyć... — mówiła pani Treuhergerowa. — Niezmiernie to rzadkie przykłady są, ale mi się w domu naszym trafiło spotykać z Polakami, których nazwisko i dodany do niego herb, jako przydomek, jawnie świadczyły o pochodzeniu, a którzy na zapytanie moje... odpowiadali, że są Prusacy... Jednego takiego oficera od inżynierów, zacnéj bardzo u nas rodziny, gdym zagadnęła i odpowiedź taką otrzymała, odezwałam się do niego z uśmiechem, że wprawdzie pruskim jest poddanym, ale — Polakiem.
— „Nie — rzekł mi zimno — ja się nim nie czuję. Wprawdzie rodzina moja z kraju tego pochodni, ale ja Prusakiem jestem. Języka nawet nie umiem. Matka moja była Niemką...
— Zarumieniłam się, słuchając go, i odeszłam, nie zwracając się już do niego, chociaż miałam wielką ochotę poradzić mu, aby zmienił nazwisko.
— I ja tu takich zaprzańców spotykałem... — westchnął Lubachowski — ale wracajmy do najważniejszego. Cóż oni myślą zrobić z nami?...
— Od męża nic się dowiedziéć nie mogłam...
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/75
Ta strona została skorygowana.