Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

tają to przedemną... — odparła Marynka. — Z brata jego tylko wybadałam, że istotnie tworzą jakieś plany, że pracują nad niemi i poddadzą je parlamentowi... Wszystkich, którzy są osiedli w Prusach, a praw obywatelstwa nie mają, chcą wygnać!...
— Gdzież znowu kto widział co podobnego?... — krzyknął z oburzeniem stary. — Są przecież kupcy, posiadacze fabryk i ziemi, od lat wielu samą dawnością zamieszkania zabezpieczeni. Interes własny Niemców takiego radykalnego środka nie dopuści. Zaszkodziliby sobie na kieszeni, a ten wzgląd u nich przed innemi idzie...
— Powtarzani wam, ojcze kochany, że zapowiedź tych środków nie jest czczym domysłem. Niezawodnie się coś układa i knuje. Gniewa ich to, że wybieramy posłów, że ich zawsze kilkunastu wnosi głos w obronie narodowości...
— Ale uspokój się, uspokój... — odezwał się pan Grzegorz — ja ci powiadam, że gdyby nawet coś podobnego zamierzali, w wykonaniu okaże się to niepodobieństwem.
— Daj Boże!!.. — rzekła, spoglądając ojcu w oczy, Marynka — ale ty sam, ojcze, masz te prawa obywatelstwa?
— Nigdym się nie starał o nie... — odparł spokojnie pan Grzegorz. — Przez tyle lat nikt mnie