Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

nie spytał... Mam kawałek ziemi, który mi daje prawo...
— Ojcze!... na twoje stare lata — przerwała córka — ostrożnym być powinieneś abyś nie miał kłopotu i niepokoju...
Lubachowski ręką zamachnął.
— A! co mi tam prawisz!... — rozśmiał się. — Będzie na to czas, gdy coś pewniejszego się dowiemy. Zresztą, twój mąż...
Ściągnęły się brwi biednéj pani Robertowéj.
— Mój mąż — odpowiedziała, spuszczając oczy — doprawdy nie wiem, czy na niego rachować możemy. Wiem że się niezmiernie lęka, aby go nieposądzono o folgowanie Polakom, wiedząc że jest żonaty z Polką. Obawiam się, aby, jeżeli mu powierzą wykonanie nowych uchwał, nie był skłonnym do nazbyt wielkiéj surowości...
Bystro popatrzał na córkę pan Grzegorz.
— Nie mogę tego przypuścić — odparł. — Jestem tu z urzędnikami i moimi sąsiadami Niemcami w dobrych stosunkach; któżby mnie chciał wskazywać i narażać na...
Nic dokończył Lubachowski.
— Zapomniałeś, kochany ojcze — dołożyła pani Robertowa — o poczciwym Frejerze i Brausem... Wszakże są podobno w sąsiedztwie zawsze?
— Niestety, przypomniałaś mi ich w porę — odrzekł pan Grzegorz. — Skorzystam z téj sposo-