koju wiejskiego, który sobie sielankowym wyobrażał. Człowiek był niemłody, stateczny, niemający uprzedzeń przeciwko Polakom, ale owszem sympatyą dla nich, pozostałą mu z 1830 roku. W kołach téż swoich współziomków, którzy się zmienili, nie miał przyjaciół... Nie lubiono go. Smutny, poważny, zabawiający się chętnie czytaniem, Solinger sam z żoną, jak i on niemłodą, gospodarzył pracowicie, ale niezręcznie, miał straty, długi, i męczył się swoją wymarzoną sielanką.
Solinger, spotkawszy pana Grzegorza, poznał się z nim chętnie, odwiedził go i prawie przyjacielski zawiązał stosunek. Spytany o dwu innych panów, Frejera i Brausego, milczeniem zbył, a potém zapewnieniem, że ich zna mało, bo żyje samotnie.
Późniéj jeszcze, z wielką oględnością miał sobie za obowiązek ostrzedz pana Grzegorza, aby w interesu żadne nie wchodził tu z nikim, nie poznawszy ludzi.
Lubachowski więc miał się na ostrożności.
Po Solingerze zjawił się do niego Frejer, nadzwyczajną odegrywając uprzejmość, ofiarując swe usługi, przypochlebiając się w sposób najnikczemniejszy. Pana Grzegorza to zraziło.
Frejer był jednym z wierzycieli nieboszczyka Jana Nepomucena; gdy przyszło do likwidowania długu, robił trudności, — widoczném było, że chciał
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/79
Ta strona została skorygowana.