zywali mu względy i poszanowanie, bo się przekonali, że miał bardzo silne plecy, choć one nie zdradzały się nigdy. Brause od razu, nie udając nawet, że chce być dobrze z sąsiadem, począł mu okazywać niechęć, lekceważenie i rodzaj wzgardy.
Gdy Marynka wyszła za mąż, powstrzymał się od jawnego wystąpienia przeciwko staremu, uląkłszy się zięcia; późniéj jednak, przekonawszy się, iż ten wcale teściowi dopomagać nie myśli, powrócił do wrogiego przeciw niemu, przy każdéj zręczności, występowania.
Wszystkie te nieprzyjemności Lubachowski znosił z taką obojętnością, tak spokojnie, że drapieżni nieprzyjaciele nie mieli nawet téj pociechy, aby go podrażnili. Żadnéj sposobności nie pominęli Niemcy, żeby go nie skarżyli, nie obwiniali, a przynajmniéj szkody i kosztów mu nie przyczynili.
Dydaś im to, jak mógł, odpłacał... Pilnować się było potrzeba w najmniejszéj rzeczy, bo czujne oko Brausego nic nie prześlepiło. Dydaś tylko tém się bronił, że, pomagając czynnie pogranicznym strażom, miał w nich zawrze przyjaciół, świadków i opiekunów.
Z latami jednak wojna ta powoli przygasła i byłaby może ustala, bo się obie strony nią zmordowały, gdyby rok 1871 jéj nie rozżarzył na nowo, podnosząc patryotyzm niemiecki, który, uczuwszy swą
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/82
Ta strona została skorygowana.