częściéj powieścią Gerstäckera, więcéj drzemiąc, niż czytając i poruszając drutami...
Frejer, odziany po domowemu, zaniedbany tak, że go za gospodarza wziąć było trudno, kręcił się około obór, kłócąc z Gross-Knechtem, który miał zwierzchnictwo nad czeladzią i robotnikami, gdy w podwórku ukazał się wózek, niegdy zielony, dobrze mu znany, i łeb starego ogromnego konia gniadego, z łysiną, jak latarnia. Po nim, równie jak po wózku, poznał Frejer przyjaciela i sąsiada, Brausego, którego dawno nie widział i, rzuciwszy Gross-Knechtowi przekleństwem na pożegnanie, pośpieszył do gościa.
Brause, który, korzystając z trochy czasu wolnego, spał na bryczce, obudził się, gdy stanęła, i już z wózka się dobywał.
Przywitanie było serdeczne... Frejer, pochwyciwszy pod rękę sąsiada, chciał go, dla uczczenia, prowadzić do Gude-Stube, gdy Brause, na którego twarzy malowała się jakaś niecierpliwość, schwycił go za rękę i wskazał mu Laube.
— Mamy z sobą do pomówienia — zawołał żywo, ale głos tajemniczo zniżając — a nie trzeba, aby nas kto mógł podsłuchać; siądziemy tutaj.
Frejer zgodził się posłuszny, obejrzał się tylko i skinął na ogromną dziewkę, z obnażonemi aż po ramiona prawie rękawami, i nadchodzącéj dał jakieś rozkazy. Brause, niecierpliwy już go do Lauby
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/86
Ta strona została skorygowana.