czepić i panów. Tych téż tu dosyć siedzi, choć nie mają prawa...
— Tém ci lepiéj. — Śmiał się Brause. — Nam, im mniéj ich, tém lepiéj.
Służąca wniosła kawę na tacy. Brause się obejrzał.
— Niech będzie i kawa — rzekł, stukając ręką o stół — alem ja zmęczony... sznaps-by nie zaszkodził.
Frejer zawołał na odchodzącą sługę, aby Nordhauzerówki przyniosła, a tymczasem sam kawę nalewał.
— Zkądże ty to wiész? — zapytał — że do oczyszczenia nam tego śmietnika przyjść ma?
— Nie pytaj o to — odparł Brause. — Kiedy ja ci co mówię, możesz mi wierzyć... Nam zawczasu się do tego trzeba gotować. Nie jeden ziemię porzucić będzie musiał, nie jeden sprzedać ją zechce. Czasu im dadzą mało... Wszystko spadnie w cenie...
— Gdyby tak i Lubachówka została bezpańską — odezwał się Frejer — ja ją kupuję.
— Albo ja — przerwał Brause, który Nordhauzerówki się napił.
— Ja na niéj miałem pieniądze — dodał Frejer — ten stary mi je zapłacił, ale skrzywdzony jestem, bom ja ich nie dawał, aby odbierać, tylko aby ziemię miéć za nie.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/89
Ta strona została skorygowana.