nie ujmie. Zrobić z nimi można, co się podoba; dziennikarstwo nas pochwali, oni są Vogelfrei! Z nikim wygodniéj, jak z nimi; pobici, wyśmiani; jak z wołów, na rzeź możemy wybierać z między nich, kogo zechcemy.
Śmiał się z kolei Frejer.
— Miéć w polityce taki instrument, taki materyał, z którego każdego czasu zrobić można, co kto chce, alboż to nie łaska Boża? Takimi są Polacy nasi. Gdy potrzeba, to im odmawiają rozumu; powiadają, że nie mają pieniędzy, że wszystko dla nich skończone i nic im nie pozostaje, tylko zniknąć ze świata; drudzy dowodzą, że ich już nawet niéma; a zaraz potém, gdy dobrodusznych a łatwowiernych nastraszyć trzeba, żeby patryotyzmem wyciągnąć ofiarę z kieszeni... robią z nich stracha: Polacy spiskują z papieżem, zmowy knują z Francuzami... są wszędzie, robią wszystko, co nam szkodzić może, mają siły ogromne...
I śmiał się Frejer z całego serca, a Brause dumał, na pięści podparty.
— Wkrótce taniec się zacznie... — dodał, głos zniżając. — Pamiętaj, że my z tobą ręka w rękę: będziesz robił, co ja ci rozkażę, nie pytając, poco i dlaczego; ja ci odpłacę... Rząd potrzebuje ludzi dobréj woli, którzy-by pomogli do oczyszczenia tych prowincyi... Raz trzeba skończyć i niemieckiemi je uczynić, tak, jak Alzacyą i Szlezwik.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/92
Ta strona została skorygowana.