Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 1 page 3 part 2.png

Ta strona została uwierzytelniona.

jak się go co uczepiło — amen! Dom, gospodarstwo, interesa, wszystko puścił odłogiem. Stajnia cała za gazetami jeździła, a gdy je czytał lub z nich wnioski wyciągał, bodaj przed karbowym, już żeby się dom palił, głowy nie odwrócił. A co było najśmieszniejszem, że poczciwy człowiek tak znał historją i arkana dworów i gabinetów europejskich, jak chiński lub japoński język. Plótł androny, unosił się sam nad swoją przenikliwością, dowodził, że zawsze konjunktury polityki naprzód odgadywał, ale ostatecznie co było na to mówić, kiedy go to uszczęśliwiało!
Chciał kto co na nim wymódz, byle go parę godzin posłuchał cierpliwie a potakiwał, to go wziął i robił z nim co zapragnął. Nawet kwestarze bernardyńscy nauczyli się byli tego sekretu i jak który przyjechał, począwszy od — Laudetur, zaraz wzdychał aby mu też Cześnik nowin udzielił.
Od rana do nocy, Cześnik albo czytał lub wyciągi robił, albo układał noty, które rozsyłał ministrom i potentatom... pod tytułem: List szlachcica, lub Głos wolny syna wiernego Rzeczypospolitej — lub Uwagi bezstronne nad tem, jako Porta Ottomańska... itd. Dwa razy w życiu dobił się tego, że Konsyderacije i Reflexije, w drukarni XX. Pijarów w Warszawie wydał, i wyobrażał sobie, iż w świecie politycznym dosyć narobiły wrzawy. W istocie poszły pod placki. W tym czasie jakoś wysłany przez króla z Warszawy do Wiśniowca do siostrzenicy jego pani Mniszchowej, Tokarski malarz, zawadził był o dwór Cześnika i febrą obległ tu. Potem go i nie zaraz puszczono, a on przez wdzięczność portret Cześnika zrobić się ofiarował. Otóż trzeba było widzieć, jak się na nim stary wykonterfektować kazał, przed stołem zarzuconym papierami, dziennikami, woluminami i aktami. Choć na wizerunku chciał wyglądać na statystę.
Bolało go to, iż ani dwór, ani ministrowie, ani ludzie monarchę otaczający poznać się na nim nie chcieli i nie umieli, i to napełniało goryczą. Wróżył też swojej epoce najgorzej. Jednak się nie zrażał od zajęcia polityką, której życie poświęcał.
Od czasu jak go ta manja opanowała, padł Cześnik na interesach, na gospodarstwie, szło mu najgorzej a okradali go bezwstydnie. Miał stary dwie tylko córki, starsza poszła była dawniej za mąż bardzo świetnie za Wojewodzica Podolskiego, owdowiała jakoś prędko i żyła w Warszawie na wielkim świecie. Ze skromnej dzieweczki zupełnie ją tam przerobili na elegantkę, na kokietę zabaw chciwą, roztrzepaną i zapominającą dla rozrywek o wszystkiem. Wojewodzicowa rzadko odwiedzała Czeremszyńce, przy Cześniku zaś pozostała młodsza córka Wiktorja, śliczna jak anioł, żwawa, energiczna i dobra, ale także za przykładem siostry spragniona większego świata i świetniejszej doli, niż wiejskiej gospodyni i obywatelki. Panna Wicia powiedziała sobie że nie wyjdzie za mąż tylko za człowieka, któryby wychowaniem, nauką, rozumem był od pospolitej młodzieży wyższym. Chciała w nim mieć coś tak nadzwyczajnego, że gdy zaczęła o nim mówić, śmiech brał. Właśnie podtenczas jakoś w locie, zjechała Wojewodzicowa. Majątek był nie dzielny, ona jeszcze nie wyposażona, traciła dużo, potrzebowała wiele, co za nieład, jaka ruina, przelękła się strasznie.
— Bo to ty wszystkiemu jesteś winna — poczęła Wici wyrzucać — czemu nie idziesz za mąż? Ojciecby oddał zięciowi gospodarstwo, interesa. Wszystkoby się jeszcze dało dźwignąć, naprawić, a gdy tak dłużej potrwa, kawałka chleba nie będziemy mieli. Masz tylu starających się... i takich przyzwoitych ludzi... a grymasisz i przebierasz, jakgdybyś rutkę na starość siać chciała.