Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 2 page 18 part 1.png

Ta strona została uwierzytelniona.

Na trzeci czy czwarty dzień przed samemi oknami dworu pana Cześnika łamie się koło od podróżnej kolasy, widać z okien tę czyjąś biedę. Mnie i na myśl nie przyszło żeby w tak pospolity sposób pana Kasztelanica tu wprowadzić można. Ale tak było. Wojewodzicowa to obmyśliła i wykonała tak, że pono nie wiele kto z razu odgadł sztuki. Cześnik, człowiek uczynny sam z ludźmi wybiegł ratować, do kieszeni włożywszy gazety, Wojewodzicowa niby z landary przewidując że kobiety być muszą, pobiegła z nim.
Nadzwyczajne zdziwienie, kuzyn męża, pan Kasztelanic wyskoczył z pudełka jak Deus ex machina.
— Ty tu!
— Pani Wojewodzicowa tu! Gdzież jestem?...
— Majątek mojego ojca!
Nastąpiła prezentacja a Cześnik by chyba już kropli krwi szlacheckiej w sobie nie miał, żeby gościa co mu widocznie spadł z nieba, nie pochwycił do dworu. W dodatku Kasztelanic był dlań drogim podarkiem, jechał ze stolicy, samą pozycją swoją wtajemniczony być musiał w polityczne szachry, widywał posłów, ocierał się o ministrów, miał stosunki wielkie! Cześnik spodziewał się i od niego coś zaczerpnąć i przez niego myśli swe udzielić ludziom, co stali u steru.
Kasztelanic się dał pochwycić, w tryumfie poprowadzono go do dworu. W ganku i jam się z nim spotkał.
Człowiek był młody, bardzo przystojny, trochę papinek i znać wypieszczone dziecko, ale z oczów mu tryskało życie, dowcip, śmiałość. Mogłem dostrzedz na wstępie że szlachecki dwór nie koniecznie na nim miłe robił wrażenie, ale się dał prowadzić Wojewodzicowej.
Wicia już wiedziała o przypadku ale się ani domyślała kogo pan Bóg dał, jako gospodyni domu trochę była zafrasowana, bo tylko co się obiad skończył, w kuchni już wygaszono, a tu dla przybyłego pewnie trzeba było nowy obiad stworzyć z temi nieśmiertelnemi naleśnikami, które spotykają każdego niespodziewanego gościa.
Wojewodzicowa i ja szpiegowaliśmy pierwsze spotkanie. Wicia spojrzała, potem drugi raz rzuciła okiem i widać było że się jej z powierzchowności podobał. On wlepił w nią oczy, zarumienił się i choć świadomiee, aż się zmięszał czegoś i gdyby mu mowę odebrało, siadł jak mruk. Coś mu było widocznie. Postrzegła to Wojewodzicowa niespokojna, i za mną com był wyszedł w ganek wyleciała.
— Kuzynku — szepnęła — źle, coś mi mój gość od razu stracił rezon, zły znak. Już mu się widać Wicia nie podobała!
Zacząłem się śmiać, ta napowrót do pokoju i już tego dnia do wieczora nie będąc tam potrzebnym, nie wiedziałem co się dzieje. Z wieczerzą gosposia wystąpiła bardzo, żeby obiad na prędce wynagrodzić. Cześnik był w humorze, rozgadany tak że nikogo do słowa nie dopuścił. Ja siedząc w końcu stołu tylkom się grze ich twarzy przypatrywał, bo to w tych naszych dawnych poczciwych obliczach, czytać było można jak w książce. Niech kto będzie mądry i teraz