Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 2 page 20 part 1.png

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużem zacząć się miała gniewać, bo któż tak chodzi jak kaleka o kuli!
Przyprowadziwszy winowajcę chciałem się cofnąć na stronę, ale mi nie pozwoliła.
— Zostań waćpan — rzekła — musisz do spółki należeć, nigdy sprzymierzeniec nie zawadzi, a już będąc przypuszczonym do tajemnicy, musisz też nam pomódz.
— Kasztelanicu! — zawołała przyskakując do niego — na miłość Bożą, mów mi szczerze, otwarcie, jak uczciwy człowiek powinien, czy ci się Wicia nie podobała....
— Ale od pierwszego wejrzenia zawróciła mi głowę — wybuchnął kasztelanic — szaleję... to istota zachwycająca!
— Słowo honoru?
— Słowo i przysięga! jeśli chcesz kuzynko! — gorąco ozwał się młody człowiek — to ideał! Zdaje mi się, żem gdzieś widział już ją na drugim świecie, że obraz jej z sobą przyniosłem. Mówię ci kuzynko, tracę głowę.
— W istocie, widzę — odparła Wojewodzicowa — żeście głowę stracili, a mówiąc poprostu zapomnieli języka. Zmiłuj się Kasztelanicu, czyż to sposób podobania się dziewczynie, która chce w mężu rozumu, dowcipu, głowy? Siedzisz nie mówiąc nic, z oczyma w nią wlepionemi, wyzywam cię, poddaję słowa, wyszukuję przedmioty i nie mogę z ciebie marnego wyrazu wydobyć!!
— Ale ja sam prawdziwie poznać się nie mogę — odpowiedział skłopotany Kasztelanic — panna Wiktorja będzie chyba musiała na słowo uwierzyć, żem nie zupełnie głupi... bo przy niej sam nie wiem, zdaje się że mowy nie odzyszczę. Onieśmiela mnie, drżę, mięszam się, nie wiem co mi jest!
Mnie się trochę na śmiech zbierało, ale Wojewodzicowa była w rozpaczy.
— O mój Boże! mój Boże! otoż to z tymi zakochanymi tak zawsze, lada komedjat ich wypędzi, lada zręczny wygadany a zimny dworak prym przed nimi bierze?
— Kuzynko, jużciżbym nie kłamał — rzekł poważnie Kasztelanic. — Znasz mnie, lada co nie ośmieli mnie tak łatwo; bywałem po świecie, wiele kobiet widziałem, nie jedna, przyznaję się, uczyniła na mnie wrażenie, ale to jedno tylko przypuścić mogę, że trafiłem na to co mi Bóg przeznaczył i drżę jak przed Bożym głosem i potęgą!
— Otóż patrzcie! teraz wymowny, słowa mu płyną, myśli przychodzą... a przy Wici....
— Cóż chcesz kuzynko, ja nie mogę, nie umiem się zwyciężyć. Zdaje mi się, że z oczów moich wyczytać powinna całe uwielbienie duszy....
— Co tu począć! — potrzeba żeby ochłonął, oswoił się... Czasu! a oś i koło gotowi jutro lub pozajutro naprawić.
Nagle zwróciła się do Kasztelanica.
— Jutro bądź waćpan słabym, powiedz żeś dopiero teraz poczuł stłuczenie przy wywrocie, które ci chodzić nie dozwala; poszle się po lekarza, to mój dobry przyjaciel, Niemczysko serdeczne, dam mu beczkę piwa, a powie że ci jechać zakazuje. Potrzeba żebyś został dłużej.
— Choć na zawsze! — zawołał Kasztelanic, całując ją w rękę.
— Jednak po pokoju o lasce będziesz się mógł przechadzać. Ja to wszystko ułożę... Dobranoc.
Kasztelanic dosyć wesół wyszedł ze mną z ulicy, musiałem go nazad tą samą prowadzić drogą, ścisnął mnie za rękę:
— Bądź mi przyjacielem — rzekł z ujmującą szczerością.