Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No226 4C.jpg

Ta strona została skorygowana.

kiedy przesadną, oburzony był tém i zniechęcony do najwyższego stopnia. — „Jakżebym był nieszczęśliwy — wołał, — gdybym był zmuszony ciągle życie pędzić wśród podobnych rzemieślników!“ Nie przywiązywał już najmniejszéj wagi do zajęcia w Płocku, Raszewski był dla niego tylko środkiem dostania się do Poznania, do sceny niemieckiéj. „Chcę tam — dodaje w dzienniku — choć w nędzném towarzystwie występować, byleby po polsku, abym sobie zjednał opinię publiczną, nim wstąpię do teatru niemieckiego.“
Jednego dnia (22-go lipca) próba była oznajmiona na trzecią godzinę popołudniową, Dawison przychodzi o kwadrans na czwartą, nie ma artystów. Oznajmiają mu, że kochanka (p. Kłyszyńska) ze szlachetnym ojcem (pere noble) dopiero co poszła — kąpać się do Wisły... Naturalnie o próbie nie było co już myśleć. Na wielu widowiskach, jak na Parawiedesie, publiczności było tak mało, że artyści dopłacali do kosztów. Szczęściem lepiéj poszło Dawisonowi z jego benefisem, na który wybrał Ojca debiutantki. Teatr był przepełniony, ale na dwa dni wprzódy musiał biegać sam po domach i widzów spraszać. Z wystawieniem sztuki praca była niezmierna, z aktorów nikt roli nie umiał, benefisant sam im na scenie sufflerował. Szczęściem cudowna pamięć pozwalała mu prawie całą sztukę mieć w głowie. Publiczność, która nigdy takiego artysty nie widziała, była w największém zachwyceniu. Przyjęto też Dawisona jak niemożna lepiéj. Nie spodziewali się ci, którzy go dopiero teraz lepiéj poznali, ażeby to miało być ostatnie wystąpienie. Dochód jednak na część Dawisona, mimo natłoku w teatrze, czterechset złotych nie dochodził.