Chce więc by dziecię co dłużéj to lepiéj doma się sobie hodowało, i żeby mu nauczyciela wzięto osobnego, byle go zaraz z młodu „łamać twardemi a wichrowatemi naukami nie dawano, bo mu snadnie, dodaje, w młodéj głowie wszystko pomięszają, ale co najpilniéj uczyć go czyść (czytać) a pisać, a potrosze słowa na polski język wykładać (rozumie się z łaciny)... Boć nieraz grammatyka z logiką nie wiem i staremu by się czasem nie uprzykrzyła.”
Co dawniéj z łaciną dziś się robi z francuszczyzną, że mu zaraz po trosze dają wykładać z niéj na polski język, z tą różnicą, że co dawniéj było trochę łaciny a reszta swojego, to dziś dużo francuzkiego, a swojego byle na pilną potrzebę, bo to powiadają — nie ma się czego uczyć swojego języka.
Wychodzą téż u nas tacy, co po francuzku expedite a po polsku ani w ząb.
Rodzice ani patrzą, że kto po francuzku się uczy mówić ten i myśli po francuzku, a choć to niby nic, ale słówka i frazesy tak za sobą samą myśl wleką, że ani się opatrzy
Strona:PL JI Kraszewski Dziś i lat temu trzysta.djvu/61
Ta strona została skorygowana.