— Możeż to być? wychował go przecie od dziecka, tak kochał i pieścił.
— Musiał chłopak przeskrobać, i prawie w jednej koszuli wypędził go stary.
— Nie do wiary!
— Zakrystyan go spotkał, na własne oczy widział idącego z tłómoczkiem, skarżył mu się nawet podobno, że wygnany nie wie kędy się podzieje.
— A! miły Boże! to już nie bez przyczyny.
— A juści nie bez, ale... Różnie mówią, jakoby doktorowi na starość zachciało się żenić, Walek mu czynił uwagi, i panna się domagała, aby z domu ustąpił.
— Jaka panna? która?
— Tego niemożna wiedzieć, bo to sekret, ale że się żeni to pewna.
— A no, powiedzieć by można, w starym piecu diabeł pali.
— Jak stary oszaleje, to już nie ma miary.
— Chłopiec się zdawał taki powolny!
Dalej plotce towarzyszyły inne komentarze.
— Mówią, szeptał po cichu pan Paweł panu Antoniemu, iż młokos rękę podniósł na dobrodzieja swego, a bodaj czy nie poszło o babę. Oj! bo to te baby!..
— Ja słyszałem, że pieniądze naruszył.
— Doktór, który nigdy się nie gniewa, był słyszę w takiej passyi, że o staję u piekarza głos jego poznali, a potem wychowańcowi kazał pono dwadzieścia pięć wyliczyć, i fora ze dwora.
— Być może! co się to z nieborakiem stanie?
— Ale ja trzymam za doktorem. Już kiedy był taki oburzony, to nie bez kozery.
— Ino chłopca szkoda, bo to się zmarnuje.
— Mówią, że się zaciągnie do wojska.
— Drudzy powiadają, że go Bernardyni ciągną, ale jemu kaptur nie do smaku.
Na drugi dzień biegająca po miasteczku wieść, koloryzowana najrozmaiciej, wyglądała tragicznie, tajemniczo, śmiesznie i najpilniejsze badacza oko, nie mogło by w niej rozpoznać z czego się ona zrodziła.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/110
Ta strona została skorygowana.