Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

Inżynier właśnie spoczywał po pracy, rozebrany, z cygarem w ustach, w kawalerskiem, niewykwintnem, ale bardzo czysto i praktycznie urządzonem pomieszkaniu.
Gdy w progu jego ukazał się Walek z tłómokami, z brwią namarszczoną, z twarzą wykrzywioną dumnie, Szurma zdziwiony, stanął prawie osłupiały; nie pojmował co apatycznego Luzińskiego mogło pchnąć aż do pomyślenia o tłómokach i podróży.
— Powiedz-że mi co to znaczy? ty! wybierasz się w drogę? ty! — spytał znając jego opieszałość — dokąd? po co?
— Czekaj, zaraz ci opowiem wszystko, — rzekł Luziński, tylko chłopca odprawię... To mówiąc, ułożył swoje węzełki u drzwi, dał kilka groszy małemu posługaczowi, i rzucił się na kanapę wzdychając.
— Mówże! co to jest? co się stało? — spytał ciekawy Szurma.
— Pytasz mnie pono o to, czego ja sam dobrze nie rozumiem, odparł Łuziński, w dwóch słowach ci dam prowizoryjną odpowiedź, pokłóciłem się na ostro z moim starym ot — i wypędził mnie z domu.
— Doktór Mylius! ciebie! — wykrzyknął zdziwiony Szurma, to być nie może!
— Tak jest.
— No, toś musiał mu piekielnie zalać za skórę! — zawołał Szurma.
— Powiedziałem mu prawdę tylko, a ludzie jej nie lubią, odparł Luziński.
— Ty jemu prawdę! — śmiał się Szurma, ty! a to koniec świata. Opowiedz mi, jeźli potrafisz, jak do tego przyjść mogło, to rzeczy niepojęte...
— Owszem, wypadek bardzo prosty, i któregom ja prędzej później od tego człowieka zimnego i bez serca mógł się spodziewać, mówił wykrzywiając się patetycznie Luziński. Ten stary chował mnie dla zabawki, dał mi wychowanie, naukę, a nie dał w świecie przyzwoitego stanowiska. Byłem nieszczęśliwy, począłem mu to wymawiać gorzko, od powiadał mi