Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

ny, przybrany kilku pięknemi portretami i parę mniejszych pokoików.
Pani Pauze miała oddzielne pomieszkanie z białemi firankami, fortepianikiem, klatką kanarków i wspaniałą kotarą. Tu tylko najbliżsi, najpoufalsi znajomi, przypuszczonemu bywali na stopie nie gości, ale przyjaciół.
Restauracya dawała obiady abonamentowe szkaradne, ale z których naturą żołądki konsumentów po niejakim czasie oswoić się mogły, karmiła niektóremi potrawami extra gości przypadkowych, miała poddostatkiem piwa, wina, ponczu, kawy, a pan Ignacy odzywał się czasami, że z trudnością nawet w Warszawie równą jej znaleźć można, co może prawdą było.
W restauracji pod Różą, wieczorami zwłaszcza, zbierali się amatorowie szlachetnej gry bilardowej, do których w poufałem gronie należał też pan Ignacy, sławny z robienia bil klapsztosem. W tej sali, która oświecona lampą zwieszoną nad zielonem polem walki, wydawała się dość fantastycznie, ze swemi głębiami ciemnemi i szafą pełną nęcących tajemnic (od której klucz nosił sam pan Ignacy) zbierało się wieczorami, najdystyngowańsze towarzystwo miejscowe: pan pocztmistrz, niekiedy burmistrz, sekretarz sądu, i inni dygnitarze prowincjonalni.
Wszyscy dobrze znajomi byli tu en famille, jak w domu, rozmowa toczyła się poufale, i każdy wychodząc, czuł w sercu wdzięczność dla pani Pauze, za poświęcenie, z jakiem utrzymywała to miejsce niewinnej rozrywki. Wprawdzie to co zwykle zwano arystokracją miejską: Doktór Mylius, aptekarz Skalski, kupiec Siebeneicher, nawet inżynier Szurma i inni czubaci (tak ich żartobliwie mianował pocztmistrz) nie często się tu ukazywali, nie zabawiali długo — ale też za to nie używali błogich rozkoszy gawędki zajmującej, jak wieczory pod Różą uprzyjemniała. Miano często swobodę opowiadania sobie o nich różnych zajmujących powiastek i nie szczędzono żółtobrzuchów. Tem przezwiskiem znowu napiętnował ich nie-