co złośliwy sekretarz sądowy, który tu uważany był za człowieka znakomitych talentów, zabłąkanych jakimś wypadkiem na prowincyę. Jeden talent miał nie zaprzeczenie, bo pił jak nikt, nie był pijanym nigdy, i nieodmówił kieliszka, choćby witryolem nalanego.
Bilard pani Pauze nie był pierwszej młodości, sukno doznało losów różnych, nogi nie zupełnie były poprzytwierdzane do posadzki, ale nawykli doń wiedzieli, z kim mieli do czynienia, i woleli staruszka, niż nieubłaganej surowości nowe wyroby, tajemniczej natury, po których kule toczyły się najczęściej wbrew najpewniejszej rachubie.
Jakkolwiek towarzystwo zgromadzające się pod Różą nie było wcale genialnem i nie zajmowało się kwestyami literatury, sztuki, ekonomii politycznej, Walek Luziński uczęszczać tu lubił. Tajemnicą, która go tu przyciągała, była cześć, jaką mu oddawali wszyscy goście, niewyjmując utalentowanego sekretarza, i przyjaźń gospodyni, która mając usposobienia poetyczne, acz słabo rozwinięte, instynktowo czuła się sympatyczną dla osłonionego jeszcze mgłą zarania geniuszu.
Walek Luziński nietylko miał kredyt w restauracyi, spędzał tu często całe dnie na pół leżąc na ławce, ale bywał niekiedy gościem u miłej wdowy, która rozmowę z nim cichą przekładała nad inne. Chociaż milczał czasem godzinami i prawił potem genialne niedorzeczności, nigdy reputacji swej wielkiego człowieka w przyszłości nie nadwerężył. Naturalnie więc po doznanem przyjęciu więcej niż chłodnem u Szurmy, pomyślał najprzód o schronieniu chwilowem pod Różą. Nim doszedł do tego portu, powziął nawet szczęśliwe postanowienie odezwania się do serca sympatycznego miłej pani Pauze, i szukania u niej rady przyjacielskiej.
Ale jakkolwiek wycieczka do Szurmy i rozmowa z nim nie wiele zabrały czasu, nim Walek doszedł do restauracyi, poprzedziły go tam już, przez kilka na raz osób przyniesione wieści, o jego zajściu z opiekunem. Zdania o wypadku były podzielone, opowiadania
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/117
Ta strona została skorygowana.