Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

wieczór rad był że znajdzie dystrakcyą, i w domu go pustym nie spędzi.
Dworek był dosyć obszerny na ustroniu, z ogrodem, zewnątrz pozostał on takim jak zawsze, gdyż doktór Walter nie miał czasu, ani ochoty go przerabiać, ni zdobić. Na ławce zastał Mylius siedzącego nowego znajomego, który witając go wprowadził do dworku. Obszerna sień cała była zastawiona pakami i paczkami, których drzewo, sznury i maty za osobliwość uchodzić mogły, widocznie bowiem gdzieś na drugiej półkuli z nieznanych nam materyałów były złożone. Paki i skrzynie sięgały pod sufit, a wązkie tylko przejście zostawało miedzy niemi do pokojów Waltera.
W obszernej izbie na prawo, była jego pracownia. Mylius wszedłszy do niej, jakkolwiek nie ciekawy, i nie łatwo dający się czem zająć, przystanął zdziwiony w progu. Znać tu niektóre z tych drogocennych pak zostały wypróżnione, bo podłoga, stoły, półki, szafy pełne były najrozmaitszych przedmiotów, odnoszących się do nauk przyrodniczych, i studyów etnograficznych.
Wypchane zwierzęta, spirytusowe preparata, głowy zasuszone, broń dzikich Indyan, rośliny nowym sposobem zabalsamowane, i mające pozór i barwę naturalną; przytem książki i rękopisma przepełniały pokój cały. Była to pracownia uczonego badacza, który miał środki widać dogodzenia swej fantazyi naukowej, gdyż na pierwszy rzut oka wnieść było łatwo, iż zbiory te bardzo kosztowne być musiały.
Mylius osłupiał.
— A! jakżeś ty szczęśliwy człowiecze! — zawołał składając ręce, i po co ci apteka?! kiedy możesz siedzieć z książką i mikroskopem dzień cały, nie troszcząc się wielce o to, co jeść i pić będziesz.
W alter uśmiechnął się.
— Tak, rzekł, jeźli to nie jest szczęście, to przynajmniej dobry surrogat jego, ale i to nie starczy, bo człowiek machiną do studyów nie jest, serce się od-