Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

nie na dół, potrafiła uprosić, aby zaszczycił wiejskie ich śniadanko swoją miłą obecnością. Walter dał się pociągnąć, ale widocznie przeciw woli. Na górze oczekiwał Roger, któremu się zdala skłonił, nieokazując wcale admiracyi należnej porannemu jego strojowi najświeższej mody. Panna Idalia w sukni z ogonem ledwie oczy jego zwróciła, a do rozmowy wcale skłonić nie potrafiła.
Dopiero po kilku kieliszkach, których jako stary marynarz, gość wcale nie odmawiał — nieco się począł rozmarszczać. Spoglądał śmielej, ale nie mówił więcej. Próbowano go zaczepiać o przeszłość, zbył ogólnikiem, że podróżował wiele i służył w marynarce angielskiej. Nie było sposobu go rozkrochmalić, jak mówiła panna Idalia.
Skalski, czy to skutkiem wrażenia którego doznał ze sprzedaży apteki, czy z usposobienia dziwacznego, był nadzwyczaj milczący — patrzył tylko jak w tęczę w Waltera, na każde jego odezwanie się cofał nieco, przyglądał mu, i zdawał jakby osłupiały.
Efekt śniadania wyszukanego i co się zowie comme il faut — był, prawdę rzekłszy, zupełnie chybiony, ten, dla którego ono zostawionem zostało — zdawał się prawie nie widzieć nic, pił dużo, jadł mało, a na ludziach widocznie się nie znał.
Panna Idalia czterykroć czy pięćkroć szturm przypuszczała do niego, uśmiechem, słowem, ruchem, dowcipem, po polsku, po francuzku, nawet po angielsku, a nie potrafiła go wywieść z odrętwiałości.
Był tak bezwstydny, że gdy doń przemówiła najczystszą angielszczyzną, ani się zadziwił, oczu nie podniósł, nie pochwalił — jak najnaturalniej w świecie począł z nią mówić — ale przetłómaczone na język polski te wyrazy funta kłaków nie były warte. Panna Idalia uczuła się nareszcie mocno obrażoną, poszła do fortepianu, zaczęła po nim brzdąkać, myślała, że to wywoła muzykalną rozmowę, że matka, rodzona matka przynajmniej poprosi ją coś zagrać; gdzie tam! nieudało się wszystko! Matka płakała po cichu nad kot-