z samym sobą, i przymuszanie się do milczenia. Domyślał się, że kanonik musiał więcej wiedzieć daleko, aniżeli mówił, twarz jego mimowolnie to wydawała.
— Nie ma co o tem mówić więcej, dodał ks. Bobek, nic nie wiem... lepiej asindziej powiedz mi, co zamyślasz...
— Ale o czemże ja myśleć, co zamierzać mogę, podchwycił gorąco Walek, chodząc w tych ciemnościach, które mnie otaczają, wśród tego niepokoju i nieświadomości własnego stanu. Jakkolwiek się to może księdzu kanonikowi wyda niedorzecznem, postanowiłem wszelkiemi możliwemi środkami dotrzeć do prawdy, i jasno przejrzeć się w przeszłości mej... w losie rodziców. Już samo to, że jakaś tajemnica to okrywa, jątrzy i niepokoi.
Ks. Bobek westchnął.
— Moje dziecko, rzekł z łagodną powagą kapłana, nie ma nic zdrożnego chcieć poznać przeszłość rodziców, ale często... często, gdy się silemy odsłonić to co nam dłoń Boża zakrywa, gotujemy sobie smutek, boleść. Dziś pono dla wszelkiego stanu ludzi otwarte do wszystkiego wrota... na co ci to potrzebne? masz metrykę, Bóg ci dał urodzić się z prawych małżonków, masz nazwisko, opiekun dał wychowanie, na co ci więcej potrzeba?
— Pojadę więc do Turowa, boć tam mieszkała długo matka moja, ztamtąd za mąż wyszła, i wygnana zapewne, po zniknięciu męża...marła z nędzy, z niedostatku, w miasteczku... Mmże na tę tajemnicę, okrywającą los ojca być obojętnym?
Ksiądz był widocznie zakłopotany.
— Nie bądź obojętnym, rzekł, módl się za duszę matki, na intencyą ojca, a cierpliwie czekaj, może się Bogu podoba odsłonić ci zakryte.
— W Turowie się coś dowiem?
— Od kogo? — zapytał powoli kanonik. Wypadki, o których mówisz, zajść musiały przed dwudziesty laty. Jeden hrabia mógłby coś o nich wiedzieć... a to dziś ruina, bez pamięci, często bez możności przemówienia
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/152
Ta strona została skorygowana.