Roger Skalski napróżno w pocztowej gospodzie szukał barona Helmolda; nie było go tam, chociaż niewyjechał dotąd z miasta. Służący nie umieli powiedzieć gdzie się podział, wiadomo było, iż tu żadnych nie miał stosunków, zrazu więc pan Roger przypuścił, iż może się z nim rozminął w drodze i pospieszył do domu, w nadziei, że go tam zastanie. Ale i tu go nie było, wielce zaintrygowany tem młodzieniec, trochę nawet tajemniczością tego kroku, pobytem, wszystkiem podraźniony, mimo wstrętu jaki miał do miejsc publicznych w miasteczku, zaszedł do cukierni Gorconiego, aby tu zasiadłszy w oknie na powrót znikłego barona czatować.
Cukiernia Gorconiego w tym samym rynku położona, nieopodal od restauracyi pani Pauze, samą naturą rzeczy była w antagonizmie i walce z sąsiadką.
Gorconi dawał kawę, herbatę, poncz, przekąski, mięsne nawet, co szkodziło restauracyi, szyld jego bardzo ozdobny często znęcał podróżnych. Gorconi się zdobył na bilard nawet.
Pani Pauze utrzymywała, że to jest truciciel, szalbierz, i że w jego domu dzieją się rzeczy, o któ-