Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

rych poczciwa gęba mówić nie może; nawzajem arystokratyczniejszy Gorconi śmiejąc się mawiał, że u pani Pauze sama gawiedź i bajbardzo się zbiera.
Na wyśmianie nieco kulawego jej bilardu brakło wyrażeń sąsiadowi, który się chlubił nowym, doskonałym i ustawionym wedle wymagań czasu i prawideł sztuki. O kawie, czekoladzie i ponczu restauracyi Gorconi nawet mówić nie chciał, w jednym wyrazie zamykał swój sąd o nich — pomyje.
Nie dziw, że pani Pauze, której donoszono potwarze, jakich się Szwajcar dopuszczał, na te pomyje odpowiadała jednym też wyrazem — trucizna.
Odmawiano sobie sługi, w miasteczku podzielono się na partye Gorconistów i Pauzistów — ale do wojny innej prócz na języki, nie przyszło.
Można sobie wystawić, jak przyjemnie być musiało Gorconiemu, gdy ujrzał arystokratycznego młodzieńca, wchodzącego o białym dniu do jego zakładu — owego Skalskiego, który nigdzie bywać nie raczył. Nie dziw też, iż sam Gorconi rękę przykładając do białego beretu, przypadł do dostojnego gościa, że chłopcy wszyscy zbiegli się z pokojów, i że cała cukiernia stanęła na usługi jegomości.
Roger padł na krzesło przy stoliczku u okna, ruchem ręki majestatycznym odprawił służbę, wziął gazetę i cicho szepnął, dając znak Gorconiemu, aby mu podał kieliszek biszofu.
Że ów biszof był spreparowany starannie, za to można zaręczyć, ale gdy na tacce udającej srebrną, z serwetką w ręku sam Gorconi przyniósł go i postawił, pewien swojego tryumfu — doznał pewnie przykrego uczucia — gdyż nie rychło do ust raczył go ponieść pan Roger. Oczy miał wprawdzie utkwione w gazetę, ale nie czytał, myśl jego błąkała się w przypuszczeniach, a wzrok ukradkowo pilnował rynku.
Przechodziło pojęcie co się z baronem stać mogło? Najprzód, po co do Turowa jeździł? powtóre, z czem z niego powrócił? nakoniec, gdzie i za czem uganiał się po miasteczku? Interesu pieniężnego nie-