Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

próżność, dumę, nawet tu mówią napisy o ludzkiej głupocie.
— Mój drogi, a ty, tyś rozumniejszy i lepszy? spytał Szurma.
— Może, odparł Walek — nie wiem jak będzie dalej — z życiem, ale sądząc o drugich, za boki się trzymam.
— Daj Boże, by drudzy sądząc o tobie, nie chwycili się za głowę — odpowiedział Szurma. Wierzaj mi sąd o życiu jest bardzo łatwym, ale pokierowanie własną łódką trudne bardzo.
— Nie należy też nią bardzo kierować — rzekł Walek, ale ją puścić z prądem wód i niech sobie płynie z niemi.
— Byłoby to wyrzec się woli, rozsądku i władania samym sobą; kto ma takie usposobienie, powinien wdziać habit i obrać sobie to życie zakonne, zaparcia, posłuszeństwa, w którem przynajmniej pewny być może, iż z łódką nie poleci w wir i przepaście.
Walek się uśmiechał litościwie.
— Bardzo jestem ciekawy, zawołał nagle, przechodząc jak był zwykł do zupełnie innego przedmiotu — gdzie ten zagadkowy nasz człowiek poszedł?
To mówiąc, pochylił się, i za pniami lasku ujrzał nieznajomego, który stał ze spuszczoną głową wśród mogił ubogich, oddawna zieloną darnią porosłych.
Szurma, który był także ciekawy, poszedł za przykładem towarzysza. Kilka razy ów człowiek schylał się jakby wyrywał chwasty, potem oparł się o mur i zamyślił nieruchomy.
— Trzeba być najniedomyślniejszym z ludzi — zawołał Walek, ażeby niezrozumieć naszego pana. Ten wielki nieznajomy, musi być rodem z miasteczka... Eureka!
Rozśmiał się pocierając ręce.
Szurma nic nie mówił.
— Nie zgadłem? powtórzył Luziński.
— Nie wiem — szepnął inżynier, równie by być mogło, że tu niegdyś mieszkał, że kogoś pochował.