Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

a Klaudzyński wszystko przetrwał. Umiał on stać się nieodbicie potrzebnym i nowej pani i jej otoczeniu, a pokorą swą przebijał wszystko.
Stan interesów tak był zły, iż nie raz już wpadano na myśl zmiany pana Mamerta, naówczas on pośpieszał sam z prośbą usilną o uwolnienie, przyznawał się do nieudolności, ofiarował ustąpić, ale kończyło się na tem, że niepodobna było się obejść bez niego.
Pan Mamert potrafił za dawniejszych czasów wcisnąć się w zarząd dóbr panien hrabianek, administrował też niemi, a był w równych łaskach, jak w pałacu. Rzecz fenomenalna — nie miał prawie nieprzyjaciół. Roboty jego szły cicho jak dobry zegarek.
Drugiego dnia po przybyciu, baron Helmold znalazł sposobność widzenia się z panem Mamertem, ale gdy draźliwej kwestyi dotknąć spróbował, Klaudzyński się skrzywił, ramiona podniósł do góry, a głowę schował w nie jak żółw i zaczął machać ręką, dając znaki baronowi, aby temu dał pokój. Zrozumiał on dobrze o co szło, i — po pewnem wahaniu się — dał Helmoldowi rendez-vous w miasteczku u Mordka Szpetnego.
Tem pilniej było porozumieć się o to z nim, młodemu myśliwemu na posagi, że traf najdziwniejszy, którego nawet wytłómaczyć nie potrafimy, — postawił go pod oknem w Turowie, w chwili, gdy hrabianka Iza uroczyste owe wyrzekła słowa, przyrzekając, iż gotowa pójść z zamkniętemi oczyma, za pierwszym, który się jej trafi.
Baron Helmold z rozpatrzenia się w Turowie wyniósł to przekonanie, iż zdobycie jednej z hrabianek nie będzie łatwem, że tysiączne przeszkody staną na zawadzie, i nim by się o to pokusił, chciał być pewien — jak się wyrażał — że gra warta świecy. — Na to więc potrzebnym mu był nieoszacowany pan Mamert Klaudzyński. Baron wiedział i o tem, że rządca zawiaduje dobrami hrabianek i sprzyjać pretendentom nie może — ale zdawało mu się, że o to jakoś ułożyć by się w końcu potrafił.