Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

chowanie i byłem u niego jakby synem, ale w ostatku mnie wypędził.
— Bez kawałka chleba? — zapytał stary.
— Nie — mam z czego żyć.
— I mając z czego żyć, ręce zdrowe, głowę na karku, trzeba ci się czepiać familii, szukać kłopotu; dopytywać starych grzechów — rzekł dziad szydersko, o! toś już prawdziwy Luziński. Idź w świat pókiś cały, nie oglądaj się po za siebie, nie pytaj, miej rozum własny, bez ludzi obejść się trzeba.
To mówiąc, otworzył okienko i wysadził głowę chmura już przeciągała, deszcz, którego strumienie zbiegały po lśniącej ziemi, ustawał, na niebie zielonawy błękit z za czarnych przeglądał obłoków, wieczór był znowu cichy, spokojny, a woń zroszonych ról i drzew napełniała powietrze.
— Idź z Bogiem — odezwał się stary do Walka, który stał zawsze w nadziei, że cóś się dowie — idź, idź, tu dla ciebie nie ma nic, panie Luziński, dobranoc.
Walek gniewny; skłonił głowę w milczeniu i wyjść nareszcie musiał.
Wprawdzie nic się nie dowiedział od starego, ale sposób w jaki go pytał, pół słówka, zapomnienia się biednego Luzińskiego, kazały się domyślać, że coś wiedział o rodzinie, może nawet o ojcu Walentego. Wyszedłszy młody chłopak, zniecierpliwiony, przemyślał nad środkami, jakiemi by mógł zmusić dziada do mówienia. Wzgarda z jaką go z chaty wyprawił, napełniała gniewem. Już był uszedł kilka kroków ku miasteczku, gdy w ogródku otaczającym chatę, dostrzegł biegnące dziewczę tylko co widziane ze starym. Wybiegło ono znać nie głównemi drzwiami, ale furtką do ogrodu i śpieszyło dając znaki Walkowi, żeby się za trzymał, oglądając się, czy z chaty stary go nie zobaczy. Zdziwił się Walek i zwrócił do płotu, dzieweczka przybiegła zdyszana; chwyciła ręką jedną za kołek, skoczyła na żerdź, i tak umieszczona, na pół pochyliła się do ucha Luzińskiemu.
— Paniczu — rzekła — babunia słyszała coście gada-