Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

li z dziadem, ale dziad chory i gniewa się zawsze, a no jeźli chcecie pogadać i popytać, przyjdźcie kiedy go w domu nie będzie.
— A kiedyż nie będzie go w domu?
— Jutro z rana dziaduś idzie do Waniurki na robotę, ja będę pilnować i stać przed chatą. Jeźli wam pokażę palcem, o tak (uśmiechając się wabiła ku sobie) to wejdziecie, a jeźli od siebie, to nie. Dobranoc.
— Dziękuję.
Dziewczę zeskoczyło z płotu, i jak zając pobiegło w chwasty i między tykifasoli, wśród których znikło.
Walek z uśmiechem zadowolenia wracał do miasta. Niebo się rozpogadzało, wieczór znowu był prześliczny, księżyc jak obmyty ukazywał się z po nad dalekich lasów. Luzińskiemu wcale nie było pilno do pani Pauze, szedł też powoli, zadumany nad swemi losy, wyszukując tylko suchszych ścieżek. Okolica miasteczka piaszczysta, po gwałtownej ulewie prawie już śladów jej nie przechowała, wody zbiegły i wsiąkły, drożyny były niemal suche Walek szedł zwolna, w tem od miasteczka wywabione chłodem wieczora poczęły się zjawiać pary i całe kupki przechadzających. Wiedząc, jak przykre są wejrzenia ludzi nieżyczliwych, w chwili takiej przesilenia, jaką przebywał, — nie mając w sobie siły i spokoju by je znieść z czołem wypogodzonem, Walek usunąć się postanowił na bok, i wrócić drożyną pustą, okrążającą mieścinę za ogrodami.
Mały strumień osadzony staremi poobcinanemu wierzbami, kręcił się tu, dzieląc sady i warzywne zagony od łąki, we dnie chodzili tędzy czasem ludzie do roboty, ale wieczorem ciasna dróżka wcale nie była uczęszczaną. Zdziwił się niezmiernie Walek, gdy na zakręcie ujrzał przed sobą powoli w tym samym kierunku idącego mężczyznę, którego nie poznał zrazu. A że w mieście wszyscy mu byli dobrze znajomi, zaciekawiony przyśpieszył kroku i zbliżywszy się, raczej domyślił się niż rozeznał owego nieznajomego, o którym świeżo rozpowiadano, że kupił Skalskiego aptekę.
Szedł on sam jeden, powoli bardzo, zamyślony