Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

może również unikając towarzystwa i spotkania. Po niejakim czasie odwrócił głowę, postrzegł Luzińskiego i stanął. Walek sądząc, że mu się chce dać wyminąć, bo ścieżka była tak ciasna, że we dwóch iść nią było niepodobna — pośpieszył, mijali się w istocie i Luziński odwrócił był głowę umyślnie, gdy doktór Walter zaczepił go sam, cichem: — dobry wieczór.
— Dobry wieczór, panu dobrodziejowi — odpowiedział, odwracając się nieco Luziński.
— I śliczny wieczór — rzekł łagodnie nieznajomy, jakby wciągając w rozmowę.
Ciekawy Walek wcale się jej nie myślał opierać, rad był pochwalić się znajomością doktora Waltera, wstrzymał się więc ośmielony, i odparł:
— Właśnie i mnie ta burza wstrzymała za miastem w chacie; musiałem ją przesiedzieć.
— A wiem — odezwał się doktór Walter — bom ja chronił się od niej naprzeciwko, widziałem pana. Wybrałeś sobie najnędzniejszą chałupę.
— Niemiałem wyboru — skłamał Luziński — tak burza nadeszła nagle, a była krótka, ale straszna.
— Kto nie widział cyklonów na morzu indyjskiem i burz w zatokach chińskich, ten o burzach w ogóle mówić nie może — odezwał się nieznajomy, jakby umyślnie przedłużając rozmowę.
— Muszą to być wspaniałe obrazy?
— Majestatyczne, jak owych kosmicznych sił objawy, wśród których człowiek i życie wydają się nicością — mówił Walter. — Wśród takich kateklyzmów dopiero pojąć można, jak życie nasze jest fenomenem małej wagi, dla tego universum, w którem wrą siły niezwyciężone. Widząc jak śmierć jest nieuchronną, wierzy się w nieśmiertelność.
Walek zmilczał, szedł teraz powoli, dając się z sobą równać towarzyszowi, drożyna nieco się rozszerzała, mogli więc zmieścić się obok, choć Luziński brodził w trawie wilgotnej. Ale ciekawość nie dozwalała mu tak porzucić człowieka, który sam pierwszy go ku sobie znęcił.