Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/196

Ta strona została skorygowana.

możemy do pewnego porozumienia. Czyś pan kiedy pracował nad sobą? — zapytał.
— W jakiem to rozumieniu pan mówisz? — rzekł Walek, pracowałem wiele, bo chciwy byłem wiedzy, ale nic mnie nie zaspokajało, rzucam się na pastwę coraz nową, wiecznie głodny.
— Nie mówię o tem, pytam czyś pracował nad złamaniem i poddaniem sobie woli własnej? czyś opanował człowieka duchem? rzekł Walter.
— Nie, bo byłem i jestem tego przekonania, zawołał Luziński, że instynktom własnym potrzeba puścić cugle, bo one są wskazówką przeznaczeń.
— Do pewnej miary może, zawołał Walter, ale przekroczywszy ją, wpada się w fatalizm i w szał może, naówczas wszystko się wydaje usprawiedliwionem, i człowiek pędzi ku przepaści.
— Ale w przepaści czeka go śmierć, nicość, sen Hamletowski bez marzeń — i koniec.
Zamilkli, Walter był zafrasowany, stali na progu dworku.
— Chodź pan do mnie, rzekł, i przyjmiesz czy nie, co ci powiem, posłuchaj.
Doktór zapalił świeczkę, i wprowadził przez sień zarzuconą do tego pokoju, w którym przyjmował Myliusa. Walek nie chciał okazać zdziwienia, ani nawet zajęcia nagromadzonemi tu przedmiotami, rzucił na nie okiem, i na podanem krzesełku usiadł.
— Mimowoli zaczepiliśmy o najważniejsze zadania życia, rzekł powoli Walter, stanęliśmy u granicy, po za którą umysł nie przechodzi, bić się tylko i rozbijać o nią może. Pan z młodzieńczem zuchwalstwem mijasz co pod stopami, a chciałbyś chmury dłonią pochwycić. Tymczasem życie wymaga przejednania się z rzeczywistością do pewnego stopnia. I są dwa żywoty człowieka, z których on jeden sobie wybrać może, albo w społeczeństwie stać się jego cząstką powolną, uległą, spokojną, zgadzającą się z warunkami bytu, które ją otaczają, albo stanąć po za niem, wyrzec się rodzi-