Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

skarżysz, a ja Bogu dziękuję. Ta walka mi dała siły, rozwinęła mnie, przez nią stałem się czemś i kocham świat i ludzi, nie zgorzkłem jak ty pieszczochu. Pamiętaj, twoja gorycz, to wprost choroba.
— Z której się ja podobno nie wyleczę, dodał Walek szyderczo. Cóż dziwnego? pan Szurma szczęśliwy, w zgodzie ze społeczeństwem, z ludźmi, z sobą, z myślą, chodzi po ziemi stępo, nie ma piersi pełnej poezyi, głowy pełnej fantazyi, serca zranionego, panu Szurmie dosyć jest tej ślicznej ziemi, tego wygodnego życia, a mnie?!... jam przyszedł na świat z pragnieniem nienasyconem, z rozgorączkowaną wyobraźnią, z...
— Stare dzieje! słyszałem, czytałem, wiem te baje, durzysz siebie, a potroszę i ludzi.
Walek zacisnął usta.
— Ale ja nie mam i nie miałem nigdy pretensyi być przez pana i przez ogół zrozumianym! — dorzucił.
— Co do mnie, rzekł śmiejąc się Szurma, wierz mi, iż rozumiem cię może lepiej, niżbyś ty sam sobie życzył. Powiem ci otwarcie, dlaczego ci gorzko tak i tak źle. Chciałbyś aby cię noszono na ręku, okadzano jak indyjskie bożyszcze, abyś miał dostatek bez pracy, aby fantazyę twą wyprzedzała rzeczywistość, aby życie było snem poetycznym na złocistem wezgłowiu. Ale mój drogi, to się tylko w bajkach trafia, życie w rzeczywistości to zadanie algebraiczne do rozwiązania, za pomocą pracy i stoicyzmu.
— Dla was, dorzucił pogardliwie Walek, dla was ludzi co się rodzicie z krwią zimną. Wy nie macie też prawa wymagać od losu nic, ale my?...
— Któż to, my? spytał Szurma.
— My, poeci, istoty wybrane, my panujący wam z łaski geniuszu, powinniśmy u stóp naszych widzieć wszystko. Nam we dwoje złożony listek róży dokucza na łożu, wy możecie spać na chruście, między nami a wami jest...
— Zapewne, taka przestrzeń, jaka dzieli orangutanga od murzyna? hę? zapytał śmiejąc się Szurma. Dajże już tym deklamacyom pokój, a śpieszmy wyjść ze cmen-