Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/201

Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ VII.

Gdy wrócił do restauracyi pod Różą, już pani Pauze znudzona długiem oczekiwaniem na niego, poszła była na spoczynek, w sali grali jeszcze w bilard nieznużeni sekretarz z poczmistrzem i oberkelnerem do puli; ale nie chcąc się przyłączyć do ich towarzystwa, Luziński wziął klucz i poszedł na górę rozmyślać. Ci panowie wydawali mu się za poziomemi istotami, restauracya strasznie lichą, pokój z firankami nieosobliwym, a teraz napuchła gosposi, zwiędłą. Rozmowa nastroiła go jakoś do innnego świata.
Chwilami tylko, gdy obok stanął obraz ubogiej chaty Luzińskich, strasznego dziada, nędzy i upadku, dreszcz po nim przebiegał. Z pod tej strzechy przejście do gabinetu Waltera, wydawało mu się jakby marzeniem nieprawdopodobnem.
Długo chodził po swoim pokoju, a że ten znajdował się wprost nad sypialnią przyjemnej gospodyni, nic dziwnego, iż niespokój ten ducha swojego lokatora, niemogąc zasnąć, przeklinać musiała.
Inwentarza myśli pana Walentego spisać nie jesteśmy w stanie — wiem tylko, że jak w starym lamusie było tam wszelkiego najróżnorodniejszego sprzętu bez miary, i w wielkim nieładzie rozrzuconego.
Najdroższe rzeczy ocierały się o najpospolitsze, najdziecinniejsze myśli o najwznoślejsze idee niedosnute i rzucone.
Powoli sen mgłą marzeń osnuł to wszystko, pokrył i z za gęstych kłębów jej, nic już widać nie było,