Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/205

Ta strona została skorygowana.

cili bezustanku, aż Marek zmusiwszy braci do podziału i zabrawszy swoją schedę w groszu, — cośmy się nań zadłużyli żydom, a to nas zgubiło — poszedł w świat. Nie było o nim słychu długo, tylko mój, że go nie lubił. mówił ciągle: — zobaczycie, że się szubienicy dobije. Jam go jak mogła broniła. Naraz dają nam wiedzieć, że jest w Turowie u hrabiów. Myśleliśmy, że albo za pisarza poszedł, albo do ekonomskiej służby, bo był zdolny i szkół trochę liznął, ale mój przypada raz i powiada: — wiecie czego się dorobił? a to liberyą wziął i lokajsko służy. Choć to może nic złego i na dworze talerze odmieniać, bo i z takiej biedy ludzie rosną, wszelako nam było sromotno. Mieszczanie na tę służbę nie idą ochotnie, a co Marka, to nam żal było. Aleśmy myśleli, że już wielka bieda koło niego być musiała i straszny niedostatek i desperacya, kiedy się w to zaprzągł. Znaliśmy go, że był strasznie dumny, opryskliwy, nie tykaj go, a wiedzieliśmy jak mu to w tej poniewierce musi być strasznie ciężko. Ano wiele czyni kto musi.
Walek pochmurniał, oczy spuścił w dół, ojciec jego lokajem, serce mu biło sromem okrutnym.
Stara mówiła dalej.
— Nie prędko się potem wszystko wydało, albo i nie wszystko. Ja wam tyle powiem co wiem, bo reszty odgadywać trudno, kiedy się na to nie patrzało.
Była na dworze w Turowie, mówią, daleka krewna czy powinowata hrabiów, panna Teresa, a miała być bardzo piękną na podziw i bardzo dowcipna że koło niej chmary ludzi biegały. Otóż i Markowi przyszło zadurzyć się w niej, a oszaleć tak, że gdy inaczej zbliżyć się do niej nie mógł, poszedł tam lokajsko służyć. Znać może się z panną porozumieli, niewiem. Ino to pewna, że ktoś im potajemnie ślub dał, ale nie było dokąd i jak się schronić i co dalej poczynać. Miłość zawsze ślepa, w pierwszej chwili niewidzi nic, dopiero się jej oczy otworzą aż po czasie.
Co się tam stało dalej, już ani ja, ani pono nikt nie wie. Na dworze bawił jakiś krewniak Turowskich,