Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

młody człek, który się też w Teresie kochał. Jednego rana Marek znikł, a owego znaleźli w progu oficyn, pod oknami prawie Teresy — zabitego. I nie było wątpliwości, iż go, z zazdrości czy sprawiedliwej czy nie, zamordował, bo się niepokazał więcej.
Wydało się sekretne zamążpójście Teresy i Turowscy precz jej kazali iść ze dworu. Przybyła słyszę do miasteczka biedna, w nędzy, i tu zmarła.
Więcej by pono doktór wam mógł powiedzieć, ja tyle tylko wiem.
Mówiła, a Luziński pogrążony w myślach, z dłoniami na twarzy, rozpłomieniony zemstą jakąś niezrozumiałą, słuchał milcząc. Nie dobyła mu się łza na powieki, pił gorycz tych dziejów zapomnianych i czoło oblewało się wstydem, serce ściskało gniewem na świat i ludzi — za co? on sam wytłumaczyć by nie umiał, za to, że los uczynił go dzieckiem niedoli, grzechu i występku! Chciał się dowiedzieć przeszłości, i odsłoniwszy rożek jej zasłony — zadrżał.
Teraz pragnąłby był może wrócić do wczorajszej nieświadomości, tak twarda rzeczywistość przechodziła wszelkie domysły, swą szkaradą i zagadkowością.
Pojął on dla czego Mylius nigdy mu nic przez miłosierdzie o rodzicach nie wspominał — dla czego młodzieńczych jego marzeń tym skrwawionym nie chciał przykryć całunem.
Gdy stara mówić przestała, nie rzekł słowa, i jak pijany zataczając się, wyszedł z chaty. Dziewczę patrzyło nań z politowaniem i długo wzrokiem ścigało, gdy się puścił sam, niewiedząc dokąd idzie, drogą ku cmentarzowi.
W takiem usposobieniu ducha, nie widzi się nic, nie myśli o niczem, — ból nie dozwala oprzytomnieć — nie postrzegł też wcale Luziński, że wczorajszy jego znajomy i przyjaciel doktór Walter jakimś dziwnym wypadkiem znajdował się z przeciwnej strony ulicy, widział go wchodzącego i wracającego z chaty, ale nie chcąc zapewne zawiązywać rozmowy, cofnął się i skrył, dając przejść Walkowi.