— A! panie się nudzą! — rzekł Luziński, jak szczęśliwy, kto się nudzić może?
— Co pan mówisz? — przerwała Iza, której oryginalnie rozpoczęta rozmowa bardzo przypadła do smaku, jak to być może?
— Tak jest, rzekł Walek, tylko szczęśliwi ludzie się nudzą, nieszczęśliwi prawdziwie męczą się.
— A nuda nie jest męczarnią?
— Nuda jest czczością, pragnieniem, głodem duszy.
— Pan jej nie doświadczasz widać?
— Nie, pani, na to nie mam czasu.
— Pozwoli się pan spytać, kogo mamy honor?
— A! pani, honor mnie spotyka, ja jestem człowiekiem bez nazwiska, bez stanowiska, bez tytułu, bez zatrudnenia, i z mnóstwem podobnych bez, to jest znaków odjemnych.
— Skromność, która jeszcze więcej zajmującym pana czyni, odezwała się Iza śmiejąc. Ale cóż pan o tej skwarnej godzinie robisz w lesie?
— Zadajesz mi pani nader trudne do rozwiązania pytanie, rzekł ośmielając się coraz bardziej tonem rozmowy Walek. Mogę poprzysiądz najuroczyściej, że niewiedziałem dokąd szedłem i po co.
Iza bystro spojrzała na Emmę, jakby jej powiedzieć chciała. — A widzisz?
— Miałem na barkach ciężar jakiś smutku, którego pozbyć się potrzebowałem, poleciałem z nim w pole.
— I zgubiłeś go pan? — spytała hrabianka.
— Jeszcze nie, ale trochęm o nim zapomniał.
— Powiedz-źle pan komplement, masz na niego miejsce.
— Nie umiem prawić komplementów, rzekł Walek uśmiechając się ironicznie. Jako człowiek znaków ujemnych, nie należę do tego świata, w którym komplementa latać zwykły, nawykiem owszem do prawienia niegrzeczności.
— A! więc jest świat taki?
— Jest pani świat walki, w którym ludzie chodzą jak jeże kolcami nasrożone.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/210
Ta strona została skorygowana.