Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

— To nas pan pokaleczysz? — śmiejąc się rzekła Iza.
— Nie, odparł Walek, bo nie mamy z sobą żadnych stosunków, a wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, drugi raz w życiu nie spotkam hrabianek Turowskich.
— A! pan wiesz już kto my jesteśmy?
— Któżby pań nie znał? całe miasteczko zna dwór Turowski, choćby z kościoła.
— Otóż masz, szepnęła Iza, cała tajemnica, którą otoczyć się chciałyśmy — stracona, cały urok nieznajomych — zgubiony. Pan masz tę wyższość nad nami, że nas znasz, gdy my nie wiemy dotąd...
— Niech pani wierzy, że nie warto tej tajemnicy odsłaniać, straciłbym na jej odkryciu. Jestem nic nieznaczącem zero dotąd... nic nie mówi moje nazwisko...
Iza poczęła mu się przypatrywać uważnie, śmiałość z jaką odpowiadał, wielce się jej podobała, postąpiła krok bliżej ku niemu.
— Ponieważ chcesz pan dla nas zostać pięknym nieznajomym z romansu Walter Skota, zgoda na teraz. Ale biorąc na siebie tę rolę, powinieneś wiedzieć, że ona wkłada pewne obowiązki. Nieznajomy po spotkaniu w lesie, ukazuje się następnie w nowej i świetnej postaci.
— Toby było dla mnie niepodobieństwem rzekł uśmiechając się Walek, nie należę do szkoły Walter Scottowskiej, która jest przestarzałą, ale do Dumasowskiej... i gotów jestem powtórnie gorzej się przedstawić, niż po raz pierwszy... jako sierota, bez rodziców, jako Paria, jako dziwotwór...
Tu westchnął, łzy mu się w oczach zakręciły, wspomnienie istotnego jego losu krwią mu zalało twarz, chwycił się za głowę i odwrócił żywo.
Wszystko to tak było niespodzianem, dziwacznem, że panna Iza niewiedziała co myśleć, sądziła że to jest żart, a usłyszała jęk. Walek oczyma osłupiałemi patrzał nie widząc w dal.
— Co panu jest? co panu jest?