— Przebacz pani, rzekł głos zmieniając, w istocie chciałem, myślałem, że potrafię pokryć wielką boleść płaszczem żartu, ale ona górę wzięła...
Nastąpiło przykre milczenie, scena rozpoczęta tak ochoczo, nagle zmieniła się w tragiczną prawie. Iza uczuła się mocno zaciekawioną i zobowiązaną do pocieszenia dziwnego tego szaleńca, Emma napróżno ciągnęła ją za suknię i szeptała.
— Choćmy, to może waryat.
W istocie ostatni wybryk zakrawał na szaleństwo, ale Iza nie mogła tak łatwo wyrzec się swojego bohatera predestynowanego; ścigała go oczyma!
Luziński odszedł kilka kroków, zdjął kapelusz, długie włosy otrząsnął na barki, poszedł do cebra przy studni, i zaczerpnąwszy dłońmi wody, zlał rozpalone czoło, potem niemy padł na oddalony stos drzewa, i ze spuszczoną głową milczący zadumał się.
— Nie, nie może być waryat, zawołała Iza, ale widocznie jest pod ciężarem jakiejś boleści, wypadku, nie wiem... nie jest szalony, jest oszalały.
Ochmistrzyni, pani Osuchowska, która całej scenie zdala była przytomną, równie z pannami zajęła się losem młodzieńca, podeszła ku niemu i spytała:
— Co to pan cierpiący?
— Tak pani, mocno.
Staruszka, której kolońska woda służyła za panaceum, podała mu flaszkę odkorkowaną.
— Bardzom pani wdzięczen, to mi nie pomoże, rzekł Walek.
Pani Osuchowska domyśliła się po staremu, że pewnie zjadł co niestrawnego nieborak, i cicho, skromnie spytała:
— Czy pan co zjadł?
— Zjadłem pani boleść wielką, której nie mogę strawić, rzekł zniecierpliwiony Walek, zrywając się, przepraszam.
Ochmistrzyni ruszając ramionami odstąpiła, Luziński poszedł jeszcze raz czoło obmyć, i jakby uspokojony, powrócił do hrabianek.
Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/212
Ta strona została skorygowana.