Strona:PL JI Kraszewski Dzieci wieku.djvu/213

Ta strona została skorygowana.

— Niech mi panie darują, rzekł spokojnie zupełnie, moje niedorzeczne postępowanie. Nie umiałem być panem siebie. W istocie wybiegłem z miasteczka pod wrażeniem wielkiej boleści, starałem się ją ukryć, buchnęła ze mnie, ale już wszystko wróciło w karby.
— Bardzo mi pana żal, odezwała się Iza, tem więcej, że nie wiedząc co boli, trudno dać lekarstwo.
— Serce pani, ale serca bólów jest rodzajów tyle, a na wszystkie jedno stanowcze lekarstwo — śmierć, i jedna prawdziwa ulga — czas.
— Nie sądź pan żeśmy płoche i szczęśliwe aż do nieposzanowania bólu. Któż mógł przewidzieć, że tak wesoło rozmawiając z nami, męczyć się będziesz? Współczucie daje prawa pewne. Mów pan, prosiemy, kto jesteś? możem ci być pomocą?
— Nie pani, pomocy obcej nie żądam, jest ona niepodobieństwem, przyjm pani podziękowanie tylko.
— To powiedz choć nazwisko.
— Nie mogę, nie mam nazwiska, muszę się go dorobić... nie mam rodziny, nic, oprócz sieroctwa. Ale wierzę w to, że wola i praca wiele mogą.
— I szczęście, dodała Iza.
— W szczęście nie mam wiary, ale w upór i złamanie przeciwności.
Iza coraz bardziej, coraz śmielej przystępowała do Walka, dziwaczny obrót rozmowy wyegzaltował ją, — zdawało się jej, że w istocie ten nieznajomy mógł być człowiekiem przeznaczenia. Rysy jego twarzy zdawały się jej jakby gdzieś we śnie widzianemi, dźwięk głosu niby słyszanym przed laty, nawet ruchoma fizyognomia młodzieńca, była jej sympatyczną, biło z niej i tryskało życie. Gdyby w wieku XIX zakochanie się było możliwem, powiedzielibyśmy, iż panna Iza się nagle zakochała, użyjemy jednak skromniejszego wyrażenia — zajął ją mocno.
Przez myśl jej przebiegło, że mogłaby być opatrznością, pociechą, podać mu rękę zbawczą.
— Wszakże, odezwała się po chwili, choć napróżno Emma trochę wylękła usiłowała ją od rozmowy odcią-